2005.03.18 — Dwie jednoaktówki Iredyńskiego w szkolnym teatrze „Scene”
Dwie jednoaktówki Iredyńskiego w szkolnym teatrze „Scene”
„Stypa” i „Jasny pokój dziecinny”
18 marca 2005 roku
Zapowiada się dziecinna sielanka: dwójka malców, brat i siostra, wbiegają radośni do pokoju, przez kilka chwil pląsają beztrosko trzymając się za ręce, żeby wreszcie paść na łóżko. Zdyszani ale roześmiani zaczynają pogawędkę, która przeistacza się w teatrzyk, z dziewczynką w roli ojca, i chłopcem w roli mamy. Dzieci muszą lubić tę zabawę, bez zająknięcia powtarzają całe „partie” zasłyszanych rodzicielskich rozmów, inscenizując także pozy i gesty. Dziecięca pasja podsłuchiwania ma w sobie coś… perwersyjnego. Niewinna, z pozoru, „przekomarzanka” wtajemnicza nas w sekretne rodzinne dramaty.
Przedstawiona nam, w „Jasnym pokoju dziecinnym” historia, wygrana została „na wesoło”. Parę głównych bohaterów można określić mianem „złotych dzieci”, które inteligentnie i z wdziękiem prezentują gesty rodziców, głośnym śmiechem kwitują najciekawsze fragmenty. Aktorzy mają niespożytą energię, trzymają tempo do końca przedstawienia, są naturalni, jakby predysponowani do ról kilkuletnich „brzdąców”. Rodzice natomiast, histeryczna matka i ojciec-despota, potraktowani zostali przez aktorów z dystynkcją, bardziej powściągliwie, stanowią przeciwwagę dla „rozkosznych” bliźniaków.
„Jasny pokój dziecinny” zagrany jest żywo i dowcipnie, z akcentami równomiernie rozłożonymi między wesołość i grozę, szczególnie w wymowie ostatniej sceny, w której „pociechy” okazują się traktować życie bardziej serio niż rodzice.
Druga scenka, bardziej jeszcze metaforyczna, to „Stypa”, tego samego autora. Tak jak w poprzedniej tak i w tej jednoaktówce mamy do czynienia z podwójnym planem: trzej bohaterowie mieszkający wspólnie, urozmaicają sobie czas snując barwną historię życia mężczyzny, o którego śmierci przeczytali w gazecie. Tajemnica ich zainteresowania cudzym życiem do pewnego stopnia wyjaśnia się, gdy na scenie pojawiają się lekarz i strażnik więzienny, a pokój okazuje się być celą.
Trzej główni aktorzy grają rytmicznie, w niektórych momentach symetrycznie, dobrze gospodarując przestrzenią małej szkolnej sceny. To charakterystyczna cecha obu jednoaktówek – (prawie) nie ma miejsca na improwizację, jest za to reżyserska troska o grę zespołową, o umiejętne rozplanowanie ruchu scenicznego. Nie ma pustek, dłużyzn, ani tłoku. Scenka, w której trzej chłopcy jednocześnie markują ruch jakby zahipnotyzowani odbijali od ziemi piłkę, to przykład dobrze wytrzymanej akcji – na tyle, aby rozśmieszyć i zadziwić, nie nużąc jednocześnie.
Świetnie wykorzystanym komicznie przerywnikiem jest wątek stolika z kanapkami. W kulminacyjnych momentach opowiadanej historii któryś z bohaterów wykrzykuje hasło powrotu do przerwanego posiłku. Widownia bawi się nagłym „dzikim” zrywem i zapamiętaniem w pochłanianiu kanapek z salcesonem i boczkiem – jedzenia dla prawdziwych „facetów”.
Obie jednoaktówki zagrane są z werwą i komicznym zacięciem. Daleki od fanfaronady jest to humor sytuacyjny oparty o rzetelną grą zespołową. Opracowanie muzyczne i dykcyjne przygotowanie młodych aktorów świadczą o klasie teatru. Fragmenty muzyki podkreślają tempo akcji i budują rodzajowość niektórych scen (np.: scena z radiem w pierwszej jednoaktówce). Spośród aktorów nie wszyscy dorównują naturalnością bliźniakom z „Jasnego pokoju”, warto jednak podkreślić zaangażowanie trzech głównych bohaterów „Stypy”, a zwłaszcza jednego z nich (środkowego), świetnego aktora charakterystycznego.
Monika Białecka