powrót

kard. Cezary Baroniusz

Paweł Cyz COr
(Tarnów – kościół XX. Filipinów, 16 maja 1995 roku)
w: „Oratoriana” 1995 nr 33, s. 72-74.

Św. Filip Neri to jeden z najbardziej niezwykłych mistrzów i kierowników życia duchowego w historii Kościoła. Metody, które stosował on w prowadzeniu do świętości i doskonałości, do dziś zdumiewają, są niespotykane, jednak ich efekty są niepodważalne – skutkiem wydajnej działalności Filipa były bowiem szeregi wybitnych jego uczniów, w ich gronie ważne miejsce zajmuje Cezary Baroniusz.

Kiedyś Filip powiedział do niego: „Słuchaj, Cezary, weź butelkę i idź do karczmy! Kup trochę wina! Żeby cię jednak nie oszukano, zejdź razem z karczmarzem do piwnicy i tam wybierz odpowiedni gatunek! Oczywiście najpierw skosztuj różne gatunki, wybierz ten, który twoim zdarciem jest najlepszy!”. „Zrobię tak, jak Ojciec każe” – odrzekł Baroniusz i już miał odejść, gdy usłyszał jeszcze dodatkowe polecenie: „Gdy już dokonasz wyboru, każ wypłukać butelkę i nalać do niej pól litra wina, zażądaj też wydania reszty ze skuda”. Po wysłuchaniu instrukcji Baroniusz udał się do karczmy, natychmiast polecił oberżyście oczyścić butelkę i poprosił o możliwość degustacji wina. Gdy wybrał już odpowiedni gatunek, karczmarz widząc pękaty gąsior Baroniusza już zabierał się do przesączenia kilku litrów wina do butelki, gdy nagle usłyszał słowa przerażonego klienta: „Nie, mam wziąć tylko pól litra! ”. Tego było już za wiele. Gdy jeszcze Baroniusz zażądał reszty, karczmarz pochwycił w ręce drewniany kij i rozsierdzony krzyknął: „Przyszliście stroić sobie ze mnie żarty. Teraz ja dam wam nauczkę! ”. Mocno przestraszony Baroniusz odrzekł tylko: „To nie moja wina, taki miałem rozkaz”. Zdążył jeszcze zabrać resztę i szybko umknął z karczmy.

Można by zapytać: w jakim celu św. Filip narażał na niebezpieczeństwo zdrowie Baroniusza? Czy był to tylko zwykły kaprys, czy za tym obrazem nie kryje się głęboka myśl o potrzebie okazywania posłuszeństwa wobec kierowników i mistrzów życia duchowego? Należy przypuszczać, że przedstawiona anegdota wskazuje na swoistą metodę ćwiczenia posłuszeństwa i pokory. Św. Filip żądał od swoich uczniów bezwarunkowego poddania się jego woli, często narażał ich przez to na śmieszność i złośliwe uwagi innych, nie czynił tego jednak bez celu. Były to próby sprawdzenia ich pokory.

Uczniem, którego św. Filip bardzo często wystawiał na próby, był właśnie Cezary Baroniusz. Filip miłował go szczególnie i w imię tej miłości raz po raz sprawdzał jego wierność. Baroniusz poznał Filipa w 1557 r., gdy przybył do Rzymu, aby kontynuować studia. Tuż po przyjeździe kilkakrotnie uczestniczył w spotkaniach oratorium i niemal natychmiast ujął Filipa swą prostotą i dobrocią, choć jak podają źródła historyczne, był ”trochę nieokrzesany w manierach i nieco niezgrabny z powodu swej znacznej otyłości”. Z uwagi na specyficzny, nieco prostacki styl bycia Filip nazywał go „sorańskim barbarzyńcą”, Baroniusz pochodził bowiem z Sory. Należał on do najbardziej umiłowanych synów duchowych św. Filipa. Filip był jego spowiednikiem, ojcem duchowym, przewodnikiem na drodze ku świętości. Z Filipem łączyła go specjalna więź. To właśnie z polecenia Filipa Baroniusz przez 10 lat pozostawał w stanie świeckim, uczył się, często odwiedzał szpitale, spełniał najprostsze posługi. Ciekawostką jest, że Baroniusz wielokrotnie przemawiał w oratorium, zaś po raz pierwszy uczynił to mając jedynie 20 lat. O konsekwencjach swojego przybycia do Rzymu Baroniusz napisze: „Rzym, który dla wielu stał się przyczyną zguby, dla mnie był prawdziwym skarbem i szczęściem. On przyjął mnie, młodzieńca błąkającego się i nieokiełznanego i poddał mnie jako ucznia pod jarzmo Chrystusowe. Stał się dla mnie mistrzem nauki i obyczajów”. Również na życzenie Filipa Baroniusz zaczął zgłębiać dzieje Kościoła. W czasie spotkań oratoryjnych w ciągu 30 lat wygłosił niezliczoną ilość odczytów, w których poruszał problemy historyczne. W końcu na rozkaz Filipa podjął się gigantycznego dzieła przedstawienia całej historii Kościoła w rocznikach. Początkowo Baroniusz okazywał wyraźną niechęć i twierdził, że jest osobą niekompetentną i nie sprosta trudnemu zadaniu, pozostał jednak posłuszny żądaniu Filipa i dzięki temu powstała pierwsza krytyczna i kompletna historia Kościoła, a Baroniusz zyskał sobie tytuł „ojca historii Kościoła”. Aby jednak nie wywołać poczucia zbytniej dumy, Filip natychmiast nakazał Baroniuszowi pracę w kuchni oraz polecił sprawować funkcję ministranta. Dziś możemy sobie wyobrazić widok wybitnego historyka, który usługuje w czasie Mszy św. czy niesie krzyż w procesji pogrzebowej. Z zadań kuchennych Baroniusz wywiązywał się zupełnie dobrze, a dla upamiętnienia swojej pracy napisał węglem na okapie kuchennym następujące słowa: „Caesar Baronius coquus perpetuus”, tzn. „Cezary Baroniusz wieczny kucharz”.

Wymowne jest jeszcze inne wydarzenie, którego bohaterami są św. Filip i Baroniusz. Otóż pewnej niedzieli Baroniusz przyszedł do Filipa, aby skorzystać z posługi konfesjonału. Filip, gdy tylko go zobaczył, nakazał mu iść do szpitala San Spirito. Baroniusz bez wahania udał się na wskazane miejsce i rozglądając się wśród chorych, zobaczył umierającego mężczyznę. Okazało się, że nie przyjął on jeszcze wiatyku i dzięki interwencji Baroniusza mógł przygotować się do ostatniego namaszczenia. To była prawdziwa lekcja posłuszeństwa i pokory. Filip bowiem powiedział potem: „Teraz naucz się być mi posłusznym bez słowa sprzeciwu, gdy ci coś nakazuję”. Kiedy indziej zaś, w czasie uroczystości weselnych, Filip nakazał Baroniuszowi zaintonować: „Miserere”. Znów możemy sobie wyobrazić zdumienie uczestników wesela, gdy nagle usłyszeli słowa psalmu żałobnego: „Zmiłuj się nade mną Panie”.

Widzimy więc, że szkoła św. Filipa była wymagająca i twarda, ale przynosiła za to wspaniałe efekty. Baroniusz był zawsze wdzięczny św. Filipowi. Wyraził to w dedykacji ósmego tomu „Roczników”. Napisał, iż tom ten jest „darem wdzięczności Błogosławionemu Filipowi, Założycielowi Oratorium”. W tomie tym Baroniusz pisze również: „To Błogosławiony Filip, z natchnienia Bożego, dał mi nakaz podjęcia się tej pracy. Tak więc rozpocząłem to wielkie zadanie całkowicie wbrew własnej woli i pomimo, że często wątpiłem w moją zdatność do takiego dzieła. On jednak powtarzał swoje rozkazy wbrew wszelkim moim sprzeciwom. Tak więc rozpocząłem w posłuszeństwie wobec Boga i z tego powodu naglił mnie do dalszej pracy, gdy ja sam przerywałem ją na krótki czas. Wtedy zawsze zmuszał mnie do natychmiastowego podjęcia mojego zadania”.

Już za życia św. Filipa Baroniusz był bliski wielkich godności kościelnych. Wspomniałem, że początkowo Filip nakazał mu prowadzić życie świeckie, później jednak Baroniusz przyjął święcenia kapłańskie, zaś po śmierci Filipa w 1596 roku został mianowany kardynałem, później jeszcze dwukrotnie był bliski papiestwa. Reakcją na uznanie w oczach Kościoła było stwierdzenie: „Nie chcę być papieżem. Zróbcie papieżem kogoś innego, kto jest godny władać Stolicą Święta”. To był wyraz głębokiej pokory, Baroniusz był bowiem spowiednikiem papieża Klemensa VIII, bibliotekarzem Świętego Rzymskiego Kościoła. Wspomniane główne jego dzieło „Annales ecclesiastici” zostało przetłumaczone na wiele języków, w tym również na język polski. Warto też zaznaczyć, że Baroniusz był drugim przełożonym rzymskiej Kongregacji.

Przedstawiłem jak dotąd same radosne wydarzenia z życia św. Filipa i Baroniusza. Na koniec chciałbym jeszcze opowiedzieć o zdarzeniu innego rodzaju. Niedługo po święceniach Baroniusz ciężko zachorował. W pewnej chwili lekarze orzekli nawet, że nie ma dla niego żadnego ratunku. Św. Filip żarliwie modlił się o uzdrowienie. Gdy wydawało się, że już nic nie da się zrobić, Baroniusz zapadł w sen, który później opisał podczas procesu kanonizacyjnego. We śnie Baroniusz zobaczył Filipa klęczącego u stóp Chrystusa Zmartwychwstałego, a u Jego boku Najświętszą Maryję Pannę. Baroniusz widział, jak Filip zwraca się do Jezusa i prosi o uzdrowienie. Widział również, jak Filip zwraca się do Maryi i prosi o wstawiennictwo u Syna. Był to, jak się później okazało, proroczy sen. Baroniusz bowiem w krótkim czasie odzyskał zdrowie.

Teraz rozumiemy, jak wielka miłość promieniowała od św. Filipa, jak bardzo ogarniał nią swoich uczniów. I my powinniśmy starać się iść śladami św. Filipa, kontynuować jego dzieło rozpoczęte przed niemal pięciuset laty, wciąż jednak potrzebne i aktualne. Wszak jesteśmy lub przynajmniej staramy się być duchowymi uczniami św. Filipa. Wpatrując się dziś w postać Baroniusza, powinniśmy zadać sobie pytanie: jak realizujemy nasze powołanie – to najbardziej powszechne i zarazem najistotniejsze – do świętości, czy na co dzień żyjemy radością prawdziwie chrześcijańską i czy nasze codzienne zajęcia wykonujemy rzetelnie i uczciwie? Jeśli staramy się żyć ideałami św. Filipa, życzmy sobie, abyśmy kiedyś mogli stwierdzić, jak uczynił to wcześniej Baroniusz mówiąc o Filipie: „Zawsze byłeś przy mnie, swoją obecnością dodawałeś mi bodźca, zawsze surowo wymagający codziennej pracy”.